Strony

28 października 2011

Bell - 2Skin, matujący puder z lusterkiem, nr 042

Hej,

Dzisiaj będzie o produkcie, z którym ostatnio bardzo się polubiłam, czyli o nowym pudrze z firmy Bell. Na stronie producenta możemy o nim przeczytać:

Jak Twoja druga skóra!
Zachwycająco lekki, matujący puder prasowany. Doskonale stapia się z cerą zapewniając niezwykle naturalne wykończenie makijażu – idealne dopasowanie, tzw. „Efekt niewidzialnej skóry”!
Dobroczynne działanie Miki gwarantuje miękkość aplikacji, pozostawiając Twoją skórę aksamitnie gładką i miękką w dotyku! Zawarty w formule pudru Kaolin posiada właściwości trwale matujące.
A maleńkie mikro gąbeczki matujące pochłaniają nadmiar sebum z naskórka przez co możesz cieszyć się nieskazitelnie matową cerą przez wiele godzin!
Kompleks Wit. C i E to połączenie ochrony i pielęgnacji, specjalnie z myślą o potrzebach skóry wrażliwej i delikatnej.


Zacznijmy standardowo od opakowania, za które moim zdaniem Bell powinno dostać jakąś nagrodę. Dotychczas moje wszystkie pudry były w zwykłych pojemniczkach, które samo z siebie się otwierało i kiedy chciałam wziąć taki kosmetyk do torebki, to musiałam go wiązać gumką recepturką. Z pudrem 2Skin nie mamy tego problemu - opakowanie jest na zatrzask i generalnie nie ma opcji, żeby samo z siebie się otworzyło. 


W środku znajdziemy dość duże lusterko i gąbeczkę, czyli kolejny plus dla firmy. Dzięki temu rozwiązaniu nie musimy nosić osobno lusterka oraz pędzla, co daje nam więcej miejsca w kosmetyczce. Osobiście z gąbeczki nie korzystam, ponieważ nie lubię, ale na pewno się przyda w nagłych sytuacjach, kiedy potrzebujemy szybkiej poprawki.


Posiadam puder w odcieniu 042, czyli naturalnym. Jako że to również była nagroda (tak, w tym roku mam cholernego farta), to nie miałam wpływu na to, jaki kolor do mnie przyjdzie. Ponieważ jestem blada - nawet latem - to zawsze wybierałam najjaśniejsze odcienie, tudzież transparentne, a i tak zdarzało się że coś było dla mnie za ciemne. Dlatego też kiedy zobaczyłam napis "natural" trochę się załamałam, ale na szczęście niepotrzebnie - puder w żadnym wypadku nie jest pomarańczowy. Generalnie puder jest bardzo jasny i idealnie wpasowuje się w kolor mojej cery. Ładnie wyrównuje jej kolor, matuje na większość dnia (z bazą o której pisałam TUTAJ wytrzymuje cały dzień) oraz pozostawia twarz gładką. Pamiętam jak nałożyłam go pierwszy raz, to nie mogłam przestać się oglądać w lusterku - na prawdę jestem z niego zadowolona, nawet bardziej niż z pudru Rimmela Stay Matte (o nim także kiedyś napiszę).


Puder podczas aplikacji nie osypuje się, przez co moim zdaniem starczy go na dość długo - na chwilę obecną używam go codziennie i ubytku żadnego nie widzę. Przyjemnie się rozprowadza i nie tworzy efektu maski. I rzecz najważniejsza - nie zapycha porów! Zawsze miałam problem, że po użyciu pudru następował nagły wysyp 'niespodzianek', a tutaj nic się nie dzieje, dlatego też puder zdobył moje serce.

skład

Podsumowując - jestem strasznie zadowolona, że puder trafił w moje ręce. W końcu znalazłam coś, co matuje moją twarz na dłużej niż 2 godziny. Z czystym sercem mogę go polecić :)


Cena: 15,50zł (do kupienia TUTAJ)

Miałyście okazję już go użyć? Jakie są Wasze wrażenia?



Korzystając z okazji chciałabym Was jeszcze zaprosić na profil na Facebook'u sklepu Leri, gdzie pod jednym z ostatnich postów można dodać linka do swojego bloga. Kiedy już nasz blog zostanie wybrany (a wybierają 5), to można otrzymać produkty do testowania z serii Anatomicals, o których można poczytać na sklepie lub na blogu C For Craving.

23 października 2011

Golden Rose - lakier do paznokci Fantastic Color, nr 132

Cześć,

Jak Wam minął weekend? U mnie dobrze, w końcu się wyspałam - czeka mnie jeszcze napisanie referatu z analizy ekonomicznej, ale to może poczekać. Chciałam się Wam pochwalić moją ostatnią wygraną w konkursie, czyli lakierem do paznokci z Golden Rose.


Zacznijmy od tego, że lakiery Golden Rose mają strasznie fajne buteleczki - nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się podobają. Może przez to, że przywykłam do zwykłych kwadratowych, a ta jest taka inna.

Jako, że była to wygrana w konkursie, nie miałam żadnego wpływu na to, jaki odcień lakieru do mnie przyjdzie. Na szczęście kiedy paczka już przyszła byłam w niebo wzięta - od razu zakochałam się w tym kolorze. Szczerze mówiąc nigdy nie przepadałam za lakierami z drobinkami, ale ten ma w sobie to "coś" przez co zdobył moje serce. 


Powiedziałabym, że lakier jest w kolorze oberżyny z czerwonymi drobinkami, które będzie widać bardziej na pierwszym zdjęciu. W każdym bądź razie połączenie tych dwóch kolorów jest bardzo trafione, tworzą unikalny kolor, którego nie potrafię opisać.


Generalnie jedna warstwa lakieru to zdecydowanie za mało, ponieważ bardzo prześwituje, a czerwonych drobinek w ogóle nie widać. Dopiero drugie malowanie daje efekt taki jak na zdjęciu. Lakier łatwo się rozprowadza, nie jest ani gęsty ani rzadki. Posiada długi, cienki pędzelek jak większość lakierów, dzięki czemu za jednym razem możemy pokryć całą płytkę paznokcia. Bardzo się starałam, żeby zdjęcie nie było przekłamane i jestem zadowolona z efektu - kolor wyszedł taki jak w rzeczywistości.

Na temat trwałości na chwilę obecną za wiele nie mogę powiedzieć, ponieważ paznokcie pomalowałam w piątek, ale na pewno napiszę więcej, jak już lakier zacznie się ścierać. Mija dopiero 3 dzień i na razie trzyma się bez zarzutów.

Cena: 5,50zł (z tego co widzę na stronie GR, to nie ma tego koloru do kupienia)


A jakie są Wasze ulubione kolory z Golden Rose?


Dopisane 28.10.2011r.
Oficjalnie lakier wytrzymał na paznokciach 5 dni bez utwardzaczy ani innych cudów. Po tym czasie lakier zaczął powoli schodzić, ale tylko na końcówkach. Generalnie powiem Wam, że zmywanie tego lakieru to nic przyjemnego, już nie pamiętam kiedy ostatnio musiałam się tak namęczyć, żeby pozbyć się lakieru - strasznie trudno schodzi, chyba przez te drobinki.

16 października 2011

Be Beauty Body Expertiv - Masło do ciała, mango

Cześć,

Całkiem niedawno, bo 4 dni temu, pojawiła się kolejna gazetka z Biedronki "tajemnice urody", w której to znajduje się masło do ciała o zapachu mango. Nie powiem, kupiłam je tylko ze względu na zapach, który w moich wyobrażeniach był piękny - niestety się zawiodłam.

Poczuj letnią bryzę na skórze - Masło do Ciała Mango o owocowym zapachu sprawi, że Twoja skóra stanie się aksamitnie gładka. Zawiera masło Shea oraz masło kakaowe, które doskonale pielęgnuję skórę. Witamina E oraz olejek z pestek moreli sprawią, że Twoja skóra będzie lśnić naturalnym, letnim blaskiem.


Masło zamknięte jest w pomarańczowo-żółtym, zakręcanym opakowaniu. Szczerze mówiąc, to lubię takie opakowania - zawsze jesteśmy w stanie wszystko wyciągnąć i nic się nie marnuje.


Konsystencja masła przypomina... zimne masło (też mi odkrycie ;)). Jak dla mnie strasznie się je rozsmarowuje na ciele. Jest tępe, przez co trzeba trzeć i trzeć, żeby je w ogóle rozprowadzić. Myślałam, że będzie bardziej delikatniejsze i przyjemniejsze w obsłudze.


Jak możemy przeczytać na opakowaniu, masło posiada połyskujące drobinki. Starałam się je uchwycić na zdjęciu poniżej i chyba mi wyszło - oceńcie same. Generalnie drobinki mi nie przeszkadzają, nie wędrują po ubraniu, tylko pozostają na skórze. Ale szczerze mówiąc, to faktycznie masło bardziej nadaje się na lato, kiedy pokazujemy więcej opalonego ciała, niż na zimę.


Jak wspominałam na samym początku, kupiłam masło ze względu na zapach. Liczyłam, że będzie ono bardzo owocowe, słodkie - takie, że będę miała ochotę je zjeść. Niestety, masło pachnie bardzo chemicznie, według mnie z mango ma niewiele wspólnego. Na szczęście zapach nie utrzymuje się długo na ciele. Gdyby nie ten zapach, to jestem zadowolona z tego masła. Po tych kilku dniach mogę powiedzieć, że dobrze nawilża skórę - jest faktycznie miękka i gładka.

skład


Cena: 7,99zł (Biedronka)

Lubicie Biedronkowe produkty?
Co Wam wpadło w oko podczas przeglądania gazetki?

14 października 2011

Bell - Perfect Skin, matująco-wygładzająca baza pod makijaż

Cześć,

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić nowość kosmetyczną, z którą ostatnio bardzo się polubiłam, mam na myśli matująco-wygładzającą bazę pod makijaż firmy Bell.

Na stronie producenta możemy przeczytać:

Posiada właściwości wyrównujące powierzchnię skóry, wygładza drobne zmarszczki i niedoskonałości cery.
Trwale matuje, zapobiega świeceniu się skóry i spływaniu makijażu.
Po zastosowaniu bazy skóra staje się aksamitnie gładka w dotyku. Baza ułatwia aplikację fluidu i przedłuża jego trwałość.
Zawiera mineralny filtr UVB.


Może zacznijmy od opakowania. Baza jest zamknięta w bardzo wygodnym, plastikowym odkręcanym słoiczku. Wygodnym, ponieważ średnica opakowania ma mniej więcej 4.5cm, więc bez problemu wyciągniemy ją palcami.


Baza jest w postaci lekko różowego musu, który łatwo i przyjemnie się rozprowadza. Generalnie zauważyłam, że po nałożeniu moja twarz jest leciutko jaśniejsza. Przy aplikacji skóra na twarzy robi się aksamitna i miła w dotyku - szczerze mówiąc to na początku nie mogłam się powstrzymać przed ciągłym dotykaniem twarzy ;) Na pewno mogę powiedzieć, że baza wygładza niedoskonałości, niestety nie zauważyłam żeby radziła sobie z delikatnymi zmarszczkami mimicznymi, ale o tym za chwilę. Produkt po aplikacji jest bez zapachu, jednak kiedy powąchałam bazę w opakowaniu, to przypomina mi tusz do rzęs - nie wiem dlaczego.


 Warto również wspomnieć, że po użyciu bazy bardzo łatwo nakłada się podkład na twarz. Powiedziałabym nawet, że "ślizga" się na naszej skórze, przez co korzystanie z podkładu staje się dla mnie mniej męczące. Generalnie, aby nałożyć bazę na twarz wystarczy jej bardzo niewiele - dlatego też wydaje mi się, że będzie ona wydajna i starczy na dość długo. Nie powiem, trochę się bałam jej użyć, ponieważ nie wiedziałam jak moja problematyczna skóra na nią zareaguje. Na szczęście nic strasznego się nie wydarzyło i po codziennym stosowaniu mogę powiedzieć, że baza mnie nie "zapycha".

skład


I teraz chyba najważniejsza część recenzji, czyli czy baza faktycznie matuję naszą twarz? Zdecydowanie tak! Używałam bazy na trzy różne sposoby:
  1. Sama baza - tutaj mogę powiedzieć, że produkt spisuje się na czwórkę z plusem. Po nałożeniu samej bazy twarz pozostaje matowa przez większą część dnia, co jest dla mnie plusem, aczkolwiek marzeniem byłoby jakby sama baza utrzymywała mat przez cały dzień.
  2. Baza + puder prasowany z tej samej serii (recenzja niedługo) - tutaj sytuacja ma się o wiele lepiej. Twarz pozostaje matowa przez cały dzień, puder nie spływa nam z twarzy i nie potrzeba większych poprawek, aby ładnie wyglądać.
  3. Baza + podkład + puder - szczerze mówiąc, to w tym przypadku baza sprawdziła się trochę gorzej. Jak już wyżej wspomniałam, baza nie wyrównała u mnie zmarszczek mimicznych wokół ust. Nie są one jakieś głębokie, dlatego też liczyłam na to, że podkład nie będzie się zbierał w zagłębieniach - niestety czy z bazą czy bez podkład ląduje w zmarszczkach tworząc nieestetycznie linie, które osobiście mnie bardzo denerwują. Żeby nie było, buzia w tym wydaniu również jest matowa cały dzień, tylko te zmarszczki... ;)
Podsumowując. Bardzo się cieszę, że miałam okazję wypróbować tę bazę, na pewno zostanie ze mną na długo :)

Miałyście okazję ją przetestować?


Cena: 19zł (do kupienia TUTAJ)



Chciałam Wam jeszcze powiedzieć, że kupiłam wczoraj masło do ciała o zapachu mango w Biedronce i niestety się trochę zawiodłam. Ale o tym może jutro, także zapraszam do obserwowania lub polubienia kallineczki na facebook'u :)

10 października 2011

Ziaja - Anty-perspirant bloker

Cześć,

W końcu mam chwilkę napisać recenzję - studiowanie jest na prawdę męczące ;) 
Ale do rzeczy.

Jakiś czas temu czytając blogi oraz fora internetowe natknęłam się na Bloker z Ziaji. Długo się zastanawiałam czy go kupić, ponieważ zdania były podzielone, a że jestem osobą która nie lubi kupować rzeczy, których nie będzie potem używać, to minęły dobre dwa miesiące zanim się po niego wybrałam. Ostatecznie do zakupu przekonała mnie koleżanka. Szczerze mówiąc, to nigdy nie miałam jakiś wielkich problemów z poceniem się. Przeszkadzały mi jedynie tak zwane "potniki" szczególnie na szarych koszulkach, kiedy temperatura była wysoka. Zaryzykowałam i go kupiłam, z czego jestem bardzo zadowolona.


Na stronie producenta możemy przeczytać to samo co na opakowaniu, mianowicie:


Jak już wyżej wspominałam, zdania na temat blokera są podzielone. Niektórzy uważają, że nie działa / szczypie / swędzi po nim skóra - i właśnie przez takie opinie tak długo się nad nim zastanawiałam. Teraz już wiem, że niepotrzebnie tyle czekałam, ponieważ bloker faktycznie DZIAŁA.

Używam go od początku września, czyli około miesiąca i mogę powiedzieć, że skóra pod pachami (oraz koszulki) jest sucha nawet jeśli nie użyję dezodorantu (tak, zrobiłam specjalnie dla Was próbę ;)) i nie wydziela przykrego zapachu - czyli robi dokładnie to, co producent napisał na opakowaniu.

Bloker ma ogromnego plusa za to, że nie ma zapachu. Co do pieczenia / swędzenia skóry po jego użyciu, to mam dla Was jedną radę - nie używajcie go na podrażnioną skórę po goleniu, bo będzie szczypało. Ja zrobiłam ten błąd po depilacji (odruchowo się nim posmarowałam) i myślałam, że mi wypali pachy. Poza tym nie powodował u mnie żadnych innych objawów - ot, taki normalny dezodorant.

Warto również wspomnieć, że blokera używamy tylko i wyłącznie na noc na oczyszczoną skórę. Na początku przez trzy dni (wieczory) pod rząd, następnie raz lub dwa razy w tygodniu - osobiście korzystam z niego tylko raz w tygodniu.

Podsumowując, nie spodziewałam się takiego efektu, przynajmniej nie za tak śmieszne pieniądze. Bardzo, bardzo polecam - zdecydowanie mój KWC tego roku :)

Cena: ok. 6,50zł (Rossmann)

Też jesteście nim zachwycone tak jak ja?

2 października 2011

Avon - tusz do rzęs Super Shock Max

Hej,

Całkiem niedawno, bo jakiś miesiąc temu, zakupiłam nowy tusz do rzęs Avonu - Super Shock Max. Jest to nowa wersja starego tuszu, o którym naczytałam się pełno pozytywnych opinii, a którego nigdy nie miałam.


Zachęcona pozytywnymi opiniami starej wersji i promocją dla konsultantek kupiłam go z nadzieją, że to będzie ten jedyny. Niestety nie sprawdził się...

Tusz posiada bardzo dużą sylikonową szczoteczkę z krótkimi włoskami. Generalnie na początku jego używania nie raz i nie dwa wsadziłam sobie tę szczoteczkę do oka, ponieważ nie przywykłam do takich gigantów. Jest na prawdę duża.


Jak widać na zdjęciu włoski są na prawdę króciutkie i przez to sklejają mi rzęsy, które przy zbyt dużej warstwie tuszu nie wyglądają zachęcająco. Możecie również zobaczyć, że na końcu szczoteczki zostaje dość duża warstwa tuszu, co dla mnie jest ogromnym minusem, ponieważ muszę to wycierać o brzeg opakowania i się brudzę, albo przy malowaniu upaćkam sobie powieki. Kolejnym minusem tego tuszu jest to, że już robi się suchy, a mam go od około miesiąca i coraz ciężej się go aplikuje. 

Producent obiecuje 15 krotnie grubsze rzęsy, co wyszło widać, a nałożyłam z trzy warstwy ;)

przed pomalowaniem
po pomalowaniu

Żeby nie było, że ten tusz ma same minusy, to teraz kilka plusów. Na pewno plusem jest jego kolor - jest na prawdę czarny, a nie ciemno szary jak miałam przy większości tuszy. Co do trwałości, to mogę powiedzieć że jest trwały, nie odbija się, nie kruszy oraz łatwo go zmyć mleczkiem do demakijażu. I najważniejsza informacja dla alergików - nie pieką mnie po nim oczy.

Podsumowując, fajny tusz ale jak dla mnie bardziej wydłużający niż pogrubiający. W każdym bądź razie szału na mnie nie zrobił i więcej go nie kupię. Będę dalej szukała ideału.

A jakie są Wasze wrażenia po jego użyciu?

Cena: ok. 20zł (Avon)